MIGRACJA W GMINIE GDÓW. ALE NIE TYLKO

Dziś „słów kilka” o migracji w gminie Gdów i nie tylko. Gminy w powiecie wielickim zaludniają się. W samej tylko gminie Wieliczka saldo migracji wewnętrznych było „mocno” dodatnie i wyniosło +698 osób. Wysoko „na plusie” było także w gminie Niepołomice (+468 osób) i w gminie Biskupice (+117 osób). Najsłabiej – ale i tak „na plusie” – wypadły: gmina Gdów (+ 40 osób) i gmina Kłaj (+ 29 osób). Ale czy wiecie, że wiele polskich miast wyludnia się? A populacja niektórych z nich w ciągu najbliższych 30 lat może skurczyć się nawet o połowę!

Wśród miast, którym grozi tak duży spadek populacji jest m.in. „bliski” nam terytorialnie Tarnów. Zanim jednak przeczytacie o wyludniających się polskich miastach spójrzcie na poniższe zestawienie. Dwie gminy z naszego powiatu są w czołówce polskich gmin z dodatnim saldem migracji wewnętrznych:

14. miejsce w Polsce – gmina Wieliczka (saldo migracji wewnętrznych: + 698 osób)

22. miejsce w Polsce – gmina Niepołomice (+ 468 osób)

134. miejsce – gmina Biskupice (+ 117 osób)

327. miejsce – gmina Gdów (+ 40 osób)

408. miejsce – gmina Kłaj (+ 29 osób)

 

I jeszcze „nasi sąsiedzi”:

3. miejsce w Polsce – Kraków (+ 1 486)

68. miejsce – gmina Bochnia (+ 68 osób)

478. miejsce – gmina Raciechowice (+ 22 osoby)

520. miejsce – gmina Łapanów (+ 19 osób)

892 miejsce – gmina Dobczyce (0 osób)

 

W ciągu najbliższych 30 lat wszystkie spośród 66 największych miast w Polsce odnotują spadek liczby ludności. Populacja Zabrza, Bytomia, Świętochłowic czy Tarnowa może skurczyć się nawet o połowę – tak wynika z prognoz Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN.

Prognozy dotyczą spadku liczby ludności do 2050 r., a w przeciwieństwie do kalkulacji Głównego Urzędu Statycznego, wyliczenia uwzględniają nierejestrowaną emigrację zagraniczną.

Jak wynika z tych szacunków, największy procentowy ubytek liczby ludności dotyczył będzie Zabrza, w którym ludność zmniejszy się o 89,8 tys. (51,2 proc.). Ze 175,6 tys. osób zamieszkujących miasto w 2015 roku, w 2050 roku, według PAN, pozostanie jedynie 85,8 tys.

Ponad 170-tys. Bytom w połowie stulecia ma liczyć zaledwie 86,8 tys. mieszkańców (spadek o 49,2 proc.). Podobna skala depopulacji dotyczyć ma Świętochłowic (49,2 proc.) i Tarnowa (48,2 proc.). Wysokie spadki ludności przewidywane są także w Łomży (44,4 proc.) i Sopocie (42,5 proc.).

W przypadku 18 miast będących stolicami województw, w najwyższym stopniu wyludni się Opole, w którym liczba mieszkańców obniży się z 119 tys. do 72,8 tys. (38,8 proc.). Ponad jedną trzecią ludności stracą Kielce oraz Łódź.

Depopulacja w najmniejszym stopniu dotknąć ma Warszawę. Ludność stolicy w ciągu najbliższych trzech dekad może zmniejszyć się do 1 695 tys. (spadek o 2,2 proc.). Relatywnie niewielki spadek (o 4,3 proc.) dotyczyć ma również Rzeszowa. W trzecim od końca Krakowie będzie to już 11,3 proc., a we Wrocławiu – 13 proc.

Według szacunków naukowców zawartych w ekspertyzie – o ile nie nastąpi silniejsza imigracja z zagranicy lub reemigracja osób, które wyjechały z Polski po 1990 r. – ludność naszego kraju może spaść nawet do 31 mln w ciągu 30-35 lat. Spadek o 6-7 mln, czyli o jedną piątą, to będzie katastrofa. Proporcjonalnie będzie to jeden z największych spadków na świecie.

Oficjalne prognozy GUS mówią o ubytku ludności rzędu 4,4 mln – do 34 mln. Zdaniem naukowców dane są jednak niedoszacowane. Nawet 2-3 mln ludzi figuruje bowiem w rocznikach statystycznych, choć tak naprawdę nie mieszkają w kraju, a zakłada się, że większość z nich nie wróci.

Polska generalnie jest krajem, z którego ludzie emigrują, ale nie zdarzyło się, żeby tak dużo osób wyjechało w tak krótkim czasie, jak po 1990 r. Ten exodus jest największy w historii naszego kraju.

Zjawisko masowej emigracji łączy się z falowaniem wyżów i niżów demograficznych. Po II wojnie światowej w Polsce odnotowano bardzo duży, kompensacyjny wyż demograficzny, o sile niespotykanej w innych częściach Europy. Osoby urodzone w tym wyżu decydowały się na własne potomstwo w latach 70. i 80. Wtedy też miał miejsce drugi wyż, który wchodził na rynek pracy po 1995 r., co zbiegło się w czasie najpierw z trudnym okresem transformacji i wysokim bezrobociem, a później z akcesją do Unii Europejskiej i otwarciem tamtejszych atrakcyjnych rynków pracy. Ten drugi wyż nie urodził już dzieci po 2000 r. w tak dużym stopniu, jak ich rodzice, wręcz przeciwnie, dzietność spadła do poziomów najniższych na świecie.

Obecnie dzietność nie pozwala na zastępowalność pokoleń, mimo wyraźnego pozytywnego wpływu programu Rodzina 800+.

Od samego spadku liczby ludności groźniejsze jest bowiem starzenie się populacji i uwidaczniająca się luka podażowa na rynku pracy, która w perspektywie roku 2050 może wynieść od 2 do nawet 7 mln pracowników, przy czym najbardziej realna jest liczba 3-4 mln.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany

*