WALKA ZE SMOGIEM. GŁOS W TEMACIE

Temat smogu powraca dość często. Również w Gminie Gdów leżącej stosunkowo blisko Krakowa. Dzisiaj zachęcamy Was do dyskusji w opisywanym spornym temacie. Do publikowanego dziś artykułu na łamach Gazety Gdowianin zachęciło nas badanie przeprowadzone przez profesora AGH. Mimo wydanych milionów i całkowitego zakazu ogrzewania paliwami stałymi badania pokazują, że efekty tej walki są nie lepsze, niż w innych miastach Małopolski, w których nie wprowadzono bardzo kosztownych zakazów. Czy inne miasta powinny pójść w ślady Krakowa i popełnić te same błędy, wydając nieefektywnie miliony złotych?

Od kilku miesięcy organizacje antysmogowe starają się udowodnić, że wprowadzenie zakazu ogrzewania paliwami stałymi w Krakowie przyniosło wyjątkowe korzyści dla poprawy jakości powietrza, a sam Kraków stał się liderem skuteczności w tym temacie w Polsce.

Fakty i badania naukowe mówią jednak coś innego.

Choć sytuacja dotycząca czystości powietrza w Krakowie rzeczywiście znacząco poprawiła się w ostatnich latach, to jak pokazują analizy prof. Pawła Bogacza z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, poprawa ta nie jest większa, niż w innych miastach Małopolski, a wprowadzony zakaz stosowania paliw stałych nie dał aż tak radykalnie dobrych wyników, jak to się często przedstawia w mediach.

Przeprowadzone przez prof. Bogacza analizy i obliczenia dotyczą najbardziej zanieczyszczonych pod względem emisji pyłów PM10, PM2,5 oraz benzo(a)pirenu miejscowości województwa małopolskiego. Znalazły się wśród nich: Kraków, Nowy Targ, Skawina, Sucha Beskidzka, Tarnów, Trzebinia oraz Zakopane. Wyliczenia prowadzono w oparciu o dane zebrane i prezentowane przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie, Główny Inspektorat Ochrony Środowiska oraz Główny Urząd Statystyczny.

Dane użyte do badań pochodziły z oficjalnych stacji pomiarowych WIOŚ o najdłuższym okresie funkcjonowania (zbierania danych) w analizowanych miastach. Pozwoliło to na przeprowadzenie pełnej i pozwalającej na wnioskowanie analizy statystycznej. W zdecydowanej większości przypadków ww. stacje pomiarowe były jedynymi funkcjonującymi w danych miastach, nie licząc amatorskich czujników typu Airly, których sposób działania jest daleki od metod referencyjnych i nie może stanowić wartości analitycznej dla opracowań naukowych.

Z przeprowadzonych badań wynika dość jasno, że we wszystkich analizowanych miejscowościach nastąpił bardzo porównywalny, około 30-40% spadek średniorocznych stężeń pyłu PM10, a dynamika tego spadku w Krakowie nie była wyższa niż w pozostałych miastach, mimo że Kraków jest jedynym spośród analizowanych miast, w którym wprowadzono zakaz ogrzewania paliwami stałymi. Dodatkowo, faktem jest także to, że poziomy zanieczyszczeń pyłem PM10 w Krakowie, zarówno w układzie średniomiesięcznym, jak i średniorocznym pozostają wciąż najwyższe wśród badanych miast (stan na koniec 2019 roku).

Podobne wnioski wynikają z analizy średniorocznych stężeń pyłu PM2,5. Tutaj również nastąpił wyraźny ok. 20-30% spadek we wszystkich analizowanych miastach, ale dynamika tego spadku w Krakowie nie była większa, niż w miastach pozostałych, mimo wprowadzenia zakazu dla paliw stałych. Również w przypadku pyłu PM2,5 poziomy zanieczyszczeń w Krakowie, zarówno w układzie średniomiesięcznym, jak i średniorocznym pozostają najwyższe wśród badanych miast.

Analizy przeprowadzone przez profesora Bogacza podważają naszym zdaniem także bardzo często lansowaną teorię o bardzo istotnym napływie zanieczyszczeń do miasta z tzw. krakowskiego obwarzanka. Okazuje się bowiem, że największe średnioroczne i średniomiesięczne spadki stężeń pyłów PM10 i PM2,5 były notowane w stacjach pomiarowych ulokowanych  w peryferyjnych częściach Krakowa oraz na jego rubieżach, a najmniejsze w tych znajdujących się w jego centrum. Gdyby zanieczyszczenia te napływały z obwarzanka zostałyby w pierwszej kolejności i największym stopniu odnotowane na stacjach pomiarowych znajdujących się bliżej źródeł emisji zanieczyszczeń, a jest  dokładnie odwrotnie.

Jakie płyną wnioski z powyższych analiz?

Kraków tylko w latach 2015-2019 zlikwidował ponad 20 tys. pieców i kotłów na paliwa stałe, a łącznie, od 1995 roku około 45 tysięcy, wyłączając tym samym możliwości wymiany przestarzałych urządzeń na nowoczesne, obniżające emisję pyłów o ponad 90%. Co zasługuje na szczególną krytykę – Kraków zakazał także korzystania z biomasy – Odnawialnego Źródła Energii, które jest promowane i dotowane w całej Unii Europejskiej i w bardzo znaczący sposób pomaga realizować zwiększanie udziału OZE w miksach energetycznych wielu państw.

Poza powyższym przedstawiciele Urzędu Miasta Krakowa, podczas promocji swoich działań, paliwami proekologicznymi nazywają gaz ziemny, który jest nieodnawialnym paliwem kopalnym i ma znacznie większy udział w emisji CO2 niż biomasa, a także sam węgiel kamienny (jeśli wziąć pod uwagę przepływ gazu od otworu wiertniczego do kurka gazowego), których w Krakowie zakazano oraz ogrzewanie kotłami olejowymi, mającymi niejednokrotnie znacznie gorsze emisje, niż nowoczesne kotły węglowe.

Kraków zainwestował potężne środki w zakaz stosowania paliw stałych, a równie dobrze mógł wykorzystać je na dotacje do kotłów spełniających unijną Dyrektywę Ecodesign i pozostawić możliwość wyboru dowolnego paliwa, w tym także węgla, który w kotłach takich spalany jest w sposób przyjazny środowisku, czego dowodem jest obecnie dość szeroka oferta takich urządzeń, jak i sama ww. Dyrektywa Ecodesign (Ekoprojekt), dopuszczająca stosowanie takich kotłów w całej Unii Europejskiej.

W samym tylko Krakowie na wymianę kotłów wydano do tej pory około 300 milionów złotych. Czy było warto? Mimo tak ogromnych wydatków Krakowa i całkowitego zakazu ogrzewania paliwami stałymi, poprawa jakości powietrza w tym mieście nie jest większa, niż w większości  analizowanych miejscowości.

Jeśli więc Kraków, pomimo tak potężnych środków i całkowitego zakazu stosowania paliw stałych, nie osiągnął lepszych efektów od innych miast, to pytamy – czy ktoś ma odwagę zapewnić, że pójście śladem Krakowa nie będzie błędem, za który zapłacą nie tylko samorządy, ale także (a może przede wszystkim) mieszkańcy?

To pytanie nabiera dzisiaj szczególnego znaczenia. W Krakowie kilka dni temu zabił Dzwon Zygmunta, a miasto podobnie jak reszta kraju i świata zmaga się z walką z groźnym koronawirusem. Krakowski szpital leczący pacjentów chorych na COVID-19 desperacko potrzebuje pomocy finansowej, a środki, którymi można go było dofinansować przepadły bezpowrotnie i bez odpowiednio widocznego efektu dla poprawy jakości powietrza w Krakowie.

Gdyby tylko małą część środków tych przeznaczyć na edukację dotyczącą chociażby zakazu spalania śmieci czy prawidłowych metod palenia w piecach, a zamiast permanentnego zakazu dopuścić stosowanie nowoczesnych, ekologicznych i co najważniejsze ekonomicznych źródeł ciepła, jakość powietrza w Krakowie byłaby dzisiaj podobna lub nawet lepsza, Kraków miałby setki milionów więcej w miejskiej kasie, a i znaczna część mieszkańców Krakowa nie byłaby zmuszona do ponoszenia ogromnych wydatków.

W ostatnim czasie coraz częściej wywierana jest silna presja środowisk „antysmogowych”, aby podobne zakazy jak w Krakowie wprowadzić w innych miastach Polski. Jeśli wiemy, że jednym ich efektem były gigantyczne wydatki finansowe oraz zubożenie znacznej części społeczeństwa, pytamy – w jakim celu? A może pytanie należałoby zadać nieco inaczej – kto naprawdę na tym zyska? Producenci niemieckich czy włoskich kotłów gazowych? „Ekologiczne” organizacje społeczne? A może jedni i drudzy?

Efekty, które osiągnął Kraków zestawione z efektami, które osiągnęły Tarnów, Zakopane, Skawina, Trzebinia i Sucha Beskidzka pokazują, że z całą pewnością nie zyskał na tym odpowiednio ani Kraków, ani jego mieszkańcy.

Resztę wniosków wyciągnijcie Państwo sami.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Źródło: dr hab. inż. Paweł Bogacz, prof. AGH: „ANALIZA POZIOMU STĘŻENIA PYŁÓW TYPU PM10, PM2,5 ORAZ BENZO(A)PIRENU W GŁÓWNYCH MIASTACH WOJEWÓDZTWA MAŁOPOLSKIEGO”, Kraków dn. 10.02.2020

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany

*