GAZU ZA MAŁO W STOSUNKU DO POTRZEB

Gaz ma swoją cenę, bo jest go za mało. Niedobór podaży pojawił się na globalnym rynku LNG jeszcze przed wojną, i to jest wynik niedoinwestowania tego rynku w stosunku do rosnących potrzeb, także generowanych przez OZE.

Uczestnicy debaty „Przyszłość konwencjonalnych źródeł energii” dyskutowali nad perspektywami odejścia od węgla w polskiej energetyce. Eksperci starali się również odpowiedzieć na pytanie, czy mimo napiętej sytuacji geopolitycznej stosunkowo niskoemisyjny gaz, który miał być paliwem przejściowym na drodze do zielonej energii, można nadal traktować jako stabilny surowiec energetyczny.

„Wojna zredukowała import rurociągowy, pogłębiając niedobór. Dlatego potrzebne są inwestycje zwiększające podaż gazu i redukujące zapotrzebowanie, które doprowadzą do nadwyżki podaży gazu i rezerw mocy w energetyce gazowej” – podkreślił Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.

Zdaniem eksperta inwestorzy traktują rynek gazu i ropy naftowej jak rynki schyłkowe, w które już nie warto inwestować. Podczas gdy inwestycje w odnawialne źródła energii od 2010 roku wzrosły o ponad 250 proc, inwestycje w wydobycie gazu ziemnego i ropy na świecie zmalały o 50 proc. Tymczasem OZE dostarczają energii w sposób nieciągły i muszą mieć szybko reagujące wsparcie ze strony energetyki konwencjonalnej, a do tego najbardziej nadaje się energetyka gazowa.

„Gaz musi być traktowany nie jak schyłkowe paliwo kopalne, lecz niezbędne paliwo przejściowe, bo jeszcze nie mamy innych sposobów magazynowania energii, żeby wyrównywać nieciągłości w systemie energetyki ze źródeł odnawialnych. Energetyka węglowa nadaje się do tego w dużo mniejszym stopniu ze względu na dużą bezwładność” – wyjaśnił Główny Ekonomista PKN Orlen.

Podobnego zdania jest Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który uważa że Polska będzie miała w nadchodzącej dekadzie dosyć duży problem z tworzeniem takiego miksu energetycznego, który będzie z jednej strony zapewniał bezpieczeństwo, z drugiej strony będzie gwarantował niską cenę dla konsumenta.

„Proces inwestycyjny w elektrownie jądrowe zakończy się dopiero po 2032-2033 r. Do tego czasu będziemy nadal korzystać z energii pochodzącej z węgla, będziemy korzystać z OZE, których udział będzie się zwiększać w miksie energetycznym. Ale także będziemy w jakiś sposób nadal zależni od importu gazu, który ma być stabilizatorem systemu” – podkreślił Piotr Arak.

Zdaniem ekspertów uzależnianie się od surowców importowanych stanowi zagrożenie dla każdego kraju, a więc również dla Polski. Na szczęście dywersyfikację kierunków dostaw zapewniają Baltic Pipe, dostawy gazu skroplonego (LNG) z Bliskiego Wschodu i USA, a także krajowe źródła gazu. Oprócz wydobywanego gazu ziemnego należy do nich także pozyskiwanie biogazu i biometanu. W Polsce znajduje się obecnie ok. 300 biogazowni, które lokalnie zapewniają dostawy gazu produkowanego z odnawialnych źródeł.

Wyzwaniem pozostaje jednak polityka dekarbonizacji prowadzona przez UE i związana z nią wysoka zależność od systemu certyfikacji emisji CO2.

„Ceny emisji powodują, że ceny energii w Polsce będą wyższe. Dotyczy to w szczególności wytwarzania energii systemowej z węgla” – zaznaczył Piotr Arak.

Wtórował mu Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica. „Wczoraj 1MWh kosztowała 120 euro i chociaż spadła z 300, to jednak dwa lata temu to był koszt 9 euro” – powiedział i dodał, że wciąż patrzymy na transformację energetyczną z punktu widzenia tego, co było przed wojną. Tymczasem to nie jest światowy standard.

„O cenach energii nie będzie decydowała wyłącznie ekonomia, ale także czynniki geopolityczne, jak wynik wojny na Ukrainie, polityka energetyczna innych krajów czy budowa wielkich inwestycji, np. rurociągu przez Pireneje” – zaznaczył Dawid Piekarz.

Adam Czyżewski przypomniał, że w 2013 r. Międzynarodowa Agencja Energii stwierdziła, że gaz może być nie tylko paliwem przejściowym, ale wręcz docelowym – o ile zostaną zainstalowane urządzenia dekarbonizujące.

„W Arabii Saudyjskiej do zeroemisyjności netto podąża się ścieżką znaną jako „Circular Carbon Economy” (utylizacji CO2 w obiegu zamkniętym), opartą na technologiach wychwytywania CO2 bezpośrednio z powietrza czy ze spalin na pokładzie samochodów. Gdybyśmy weszli w takie instalacje, moglibyśmy spalać gaz w sposób bezemisyjny” – stwierdził.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany

*