WYROK ŚMIERCI PODCZAS JARMARKU W GDOWIE

Warto przypomnieć, zwłaszcza młodszym mieszkańcom Gminy Gdów, że Pomnik Pamięci Narodowej w Rynku na plantach w Gdowie, stoi w miejscu, gdzie ponad 75 lat temu partyzanci Armii Krajowej wykonali wyrok śmierci na wysługującym się Niemcom zdrajcy – komendancie miejscowej policji granatowej. Zdjęcie przedstawia miejsce zastrzelenia komendanta Orlickiego.

W czasie okupacji niemieckiej – po wysiedleniu z centrum Gdowa do getta w Wieliczce ponad 300 miejscowych Żydów (20 sierpnia 1942 roku), a stamtąd wywiezieniu ich do komór gazowych w KL Bełżec (27 sierpnia 1942 r.) – w opustoszałym rynku miasteczka, przez większość dni w tygodniu panowała cisza. Wyjątek stanowiły odbywające się tu w co drugą środę jarmarki. Wtedy, za resztkami wyburzonych żydowskich karczm Kemplera (stacja paliw) i Jozka (klomb z choinką), na tzw. Rajszuli (dawny plac szkoleniowy kawalerii CK Austro-Węgier „Rajd Schule”), gromadzący się handlarze targowali z miejscowymi czym się dało.

Podczas jednego z jarmarków, 26 czerwca 1944 r. funkcjonariusz Policji Granatowej sierżant/przodownik Wincenty Orlicki, w asyście gestapowca, konfiskował paskarzom trefny towar, ukrywany przez nich pod kramami.

53-letni Orlicki, jako komendant miejscowej Polnische Polizei im Generalgouvernement,(dzisiejszy budynek Policji), powszechnie uważany był za wroga narodu polskiego i wyjątkowo oddanego okupantowi sługusa. On ujawniał Niemcom osoby nie wywiązujące się z obowiązków kontyngentowych, z jego ręki zginęło kilku ukrywających się w Gdowie Żydów (rozstrzelanych i pochowanych nad Rabą), on przyczynił się do ujęcia 3-ch miejscowych partyzantów AK (rozstrzelanych przez Niemców w zbiorowych egzekucjach). Przeprowadzona akcja zlikwidowania zdrajcy, poprzedzana została dokładnym rozeznaniem osobnika, jego środowiska oraz sposobu bytowania. Na mocy decyzji Sądu Polski Podziemnej, w czerwcu 1944 r. dowództwo Kedywu AK wyznaczyło do akcji zdecydowanych i sprawdzonych partyzantów z oddziału „Huragan” (zgrupowanie Łysina), wśród których szczególnie wyróżniał się „Wilk”.

Na dzisiejszych plantach w Gdowie, patrol w składzie „Mrówka” Michał Czarnota z Krakowa, „Orlik” NN z Poznania, „Zwierz” Józef Kiełkowski z Krakowa (Bronowice Wielkie), pod dowództwem „Wilka” Adama Wilczyńskiego z Warszawy, w jarmarcznym tłumie wykonał wyrok śmierci na Wincentym Orlickim. Po wcześniejszym rozpoznaniu, że komendant policji właśnie dokonuje rewizji straganów i rekwiruje towary, około godziny 10:00, ubrany po cywilnemu mężczyzna z pistoletem w ręce, pokrzykując „na bok baby! z drogi!”, szybko przepychał się przez tłum od strony skarpy ul. Krakowskiej. Równocześnie dwóch innych cywilów przeciskało się od strony studni (dziś pompa), mówiąc cicho do ludzi „uwaga, uwaga”. Liczne w tym miejscu kobiety, słysząc ich słowa i widząc wyciągniętą broń, w milczeniu usuwały się z drogi, co pomogło na szybkie dotarcie do penetrującego stragany policjanta. Zaskoczony Orlicki nie zdążył usłyszeć całego wyroku śmierci, gdy mężczyzna z pistoletem oddał do niego kilka skutecznych strzałów, celując głównie w głowę. Jak to emocjonalnie wspominał, (wówczas kilkunastoletni świadek wydarzenia) p. Władek Wiśniowski z Gdowa, przerażony gestapowiec rzucił broń i z wysoko uniesionymi rękami uciekł do pobliskiego budynku Policji. Po wykonaniu wyroku patrol zamieszał się w tłum, swobodnie odskoczył z miejsca akcji i powrócił na kwaterę, meldując o wykonaniu zadania.

W pierwszej chwili większość ludzi przebywających na jarmarku nie była świadoma co się stało. W czasie likwidacji Orlickiego, nad Gdowem przelatywał jakiś samolot. Jego niski lot przykuł ich uwagę, a warkot silników zagłuszył oddane strzały. Handlujący wtedy gołębiami p. Franek Kaleta i p. Mietek Stopka-Kasperek z Bilczyc, opowiadali później, że samolot tak nisko zatoczył krąg nad jarmarkiem, iż wydawało się, że skrzydłem zetnie czubek rosnącej obok akacji. Potem jednak bardzo szybko rozeszła się po targowisku wieść o śmierci komendanta. Na rynku zrobiło się ogromne zamieszanie. Handlujący rozbiegli się w popłochu we wszystkie strony, zabierając tylko część towarów. Przez pewien czas na rynku w Gdowie zaległa zupełna cisza. Ciało komendanta Orlickiego ktoś przykrył papierami i gazetami. Za pół godziny samochodami przyjechało gestapo z Wieliczki.

Jak wspomina p. Wiśniowski, kiedy Niemcy przeczesywali pobliskie domy, On obserwujący z ukrycia, został z kilkoma chłopakami przyłapany i musiał leżeć pod lufą przez dwie godziny twarzą do ziemi.

Na drugi dzień, w odwecie za śmierć funkcjonariusza Policji Polskiej GG, w Gdowie miało zostać zabitych 10 jej mieszkańców. Z Krakowa przyszedł nakaz, aby wójt (zarazem miejscowy organista) Karol Jamka zbudował na rynku szubienicę oraz wyznaczył dziesięć osób do powieszenia.

Dzięki wielu zabiegom miejscowych urzędników, szczególnie wójta Karola Jamki oraz księgowego Ludwika Pareckiego, udało się przekonać Niemców, by odstąpili od wyznaczonej kary. Zupełny brak świadków zdarzenia (z wyjątkiem wystraszonego gestapowca), pozwolił na stworzenie wersji, że policjant zginął od kul z przelatującego nisko angielskiego (lub rosyjskiego) samolotu.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany

*